Kilka dni po organizowanych przez nas zawodach, które rozegrane zostały pod nazwą „I Wiosenne Karpiowanie” postanowiłem pojechać na pierwszą w tym roku dłuższą zasiadkę. Wraz z kolegą Tomkiem wybraliśmy się na Kobylany. Pojechaliśmy tutaj z kilku powodów: po pierwsze, żeby złowić jakąś rybę, która doda pewności przed zasiadką na zbiorniku PZW. Drugim powodem był test robionych przeze mnie kulek – chciałem sprawdzić czy na dobrze znanym mi łowisku jakiś karp zainteresuje się domowymi przynętami. Chciałem mieć pewność, że moje wykonane samodzielnie „kulasy” odpowiadają rybom i żeby łowić na PZW z pewnością, że kule są w stanie skusić jakiegoś „miśka”.
Nad wodę w Kobylanach przybywam z opóźnieniem – podczas dojazdu trafiam na palący się samochód, a droga na czas działań zostaje zamknięta… Na szczęście akcja nie trwa długo i kilkadziesiąt minut później melduję się nad wodą. Kobylany witają mnie piękną, słoneczną pogodą oraz delikatnym wietrzykiem. Słońce od czasu do czasu przysłaniały drobne chmurki.
Przy użyciu Deepera zapoznajmy się z łowiskiem, na którym nie byłem od sierpnia poprzedniego roku. Dokładnie namierzamy interesującą nas wodę. Echosonda pokazuje również ślady aktywności ryb w interesujących nas sferach łowiska. Po krótkim czasie udaje się nam znaleźć pięć miejscówek, w których kładziemy nasze zestawy. Woda wydawała się być dość ciepła – czujnik temperatury w Deeperze pokazywał 16*C.
Po wstępnym rozpoznaniu łowiska przychodzi czas na wywózkę zestawów. Tomek łowi na dwie wędki, a na jednej z nich znajduje się moja kulka o zapachu makreli. Ja zamierzam użyć trzech kijów, w których to dwa zestawy będą zakończone kulkami własnej roboty. Zestawy wywozimy za pomocą łódki zanętowej. Nęcimy całymi i pokruszonymi kulkami, drobnym pelletem i kukurydzą. Skupiamy się na punktowym podaniu zanęty wraz z przynętą, w namierzonych dzięki echosondzie miejscach, które powinny przynieść rybę. Pozostaje już tylko czekać… I rozłożyć obóz…
Podczas prac nad obozem u Tomka następuje branie. Rybie spodobała się moja kulka! Niestety brania nie udaje się wykorzystać, ryba przed podejściem do wędki odpuszcza. Branie to potwierdza dwie rzeczy: to że nasze zestawy znajdują się w odpowiednim miejscu, wskazanym co do centymetra przez Deepera oraz to że moje kulki do czegoś jednak się nadają – chociaż wolałbym potwierdzenie w postaci ryby na macie!
Podczas rozkładania namiotu Tomek notuje kolejne branie. Tym razem wszystko przebiega na plus, a ryba „siedzi” na końcu zestawu. Walka trwa. Zdobycz trzyma się blisko dna, nie daje się od niego oderwać. Ryba pokazuje nam, że sił jej nie brakuje. Po kilku minutach do powierzchni „wychodzi” około metrowy jesiotr. Wykorzystuje ostatnie resztki sił i odjeżdża na kilka metrów od nas. Przy kolejnym przyciągnięciu ryby do brzegu ta wpływa do podbieraka. Przechodzimy więc do krótkiej sesji zdjęciowej, pooglądania zdobyczy i do jej uwolnienia. Jesiotr po krótkim pobycie w wodzie odpływa, a my czekamy na kolejne brania! Rybie zasmakowały kulki domowej produkcji – są to pierwsze efekty kulek!
Dwie godziny później przychodzi czas i na mnie. Branie następuje na kijek Devil 2 Carp od Yorka. Kolejna ryba zasmakowała w robionych w domu kulkach. Od samego początku czuję jej moc. Walka toczy się przy dnie, ryba „skokami” ucieka w lewo, w stronę moich pozostałych zestawów. Zdobycz po czasie udaję się zatrzymać, a „pompowaniem” podciągam ją do brzegu, gdzie rybka wykorzystuje swoje pozostałe siły. Mija kilkanaście sekund, po czym ta melduje się w podbieraku. Mamy kolejnego jesiotra! Przenosimy rybę na matę. Teraz przyszedł czas na wykonanie kilku pamiątkowych zdjęć. Tuż po tym ryba wraca do wody!
Kolejne godziny przebiegają spokojnie, nastaje noc. Podczas jej trwania dominują pojedyncze podciągnięcia zestawów. Nad wodą panuje cisza: zero spławów, woda była praktycznie bez fali, a karpie jeszcze nie trafiły na nasze przynęty. Dookoła słychać rechot żab, od czasu do czasu „odzywa” się jakiś nocny ptak. Tuż przed północą u Tomka coś mocniej podciągnęło zestaw, ale natychmiast puściło. Po chwili ustają nawet te delikatne brania. Pasuje więc iść spać z nadzieją, że „coś” wyciągnie mnie z namiotu…
Noc niestety minęła spokojnie, za spokojnie. Ranek również nie napawa zbytnim optymizmem. Pozytywne jest jedynie to, że po całym tygodniu w końcu udało mi się wyspać! Mimo to, że za kilka godzin kończymy naszą zasiadkę postanawiamy zmienić przynęty na świeże i na nowo zanęcić w wybranych przez nas miejscach.
Około godzinkę przed wyjazdem następuje odjazd na jednym z moich kijów. Niestety ryba nie zacina się, a powodem jest źle skonstruowany przypon (nowy rodzaj, jaki zacząłem stosować). Cieszy mnie fakt, że zła konstrukcja pokazała się na komercji, a nie podczas brania karpia z dzikiej wody PZW.